Moja kamienica. Solidna, niemiecka robota. (Kiedyś było tu getto, ale pamiętaj, nie ma się
czego bać).
Mój pokój. Jego wieczny chłód tak dobrze komponujący się z widokiem na ulicę, jaki daje
jedyne okno.
Ogrodnictwo J.A., tak bardzo kontrastujące z przykucnięta naprzeciw, skurczoną z bólu
kamienicą pełną odrapanych okien. Światło w tych oknach. W nocy niemal zjawiskowe, jak drogi
samochód w dzielnicy slumsów lub udany wiersz w zbiorze grafomana.
Palma. Tuz przy wejściu do willi ogrodnika. (Dziwoląg? Perełka?)
Koty przeciągające się pod płotem. Pies chodzący za swoim właścicielem - pijakiem, dający się mu
kopać i bić. Wiecznie zakochany.
Słodkawy smród z pobliskiej oczyszczalni ścieków, nasilający się w upalne dni. Wrażenie, że
mieszka się w czyimś brzuchu.
Podwórze, na którym D. pokazywał rozbawionym kolegom sznur. To na nim się powieszę.
Brama, w której się powiesił.
I powiedzieliście sobie: żadnych listów więcej
(czyli kolejny wiersz, który miał się rozpocząć
słowami: tamtego wieczoru ((i kolejny list do siebie))
Listopad rozchodził się
w chłodzie
park rozchodził się
w żyłach
kształtowałeś się
(teraz myślisz o tym:
myślisz o pierwszej w życiu frazie
kocham cię
myślisz - jak to zapisać?)
Listopad rozchodził się
w chłodzie
park rozchodził się
w żyłach
kształtowałeś się
(teraz myślisz o tym:
myślisz jak tu napisać
że byłeś tam z K.
że była celą
że wyszła ci z głowy i weszła ci
w świat)
Listopad
rozchodził się
w chłodzie
park rozchodził się
w żyłach
kształtowała cię
(teraz myślisz o tym:
myślisz:
jak tu napisać o tej
co idealnie podrabiała wzrok
dziwki
jak o niej napisać
nie używając słów:
moja pierwsza prawdziwa
miłość)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz