wtorek, 1 lutego 2011

Ukryć się (przed sobą?)

Wprowadzając systematyczność do swoich zajęć, wstając rano np. o siódmej, wyznaczając pory dnia na takie czy inne prace, człowiek działa zgodnie z założeniem, że jest od wewnątrz zagrożony, tj. czyhają na niego zmory smutku i melancholii. Tryb życia staje się więc dla niego podstawowym zadaniem filozoficznym, wyborem przesłanki do wszelkich rozumowań.

Cz. Miłosz ("Ziemia Urlo")

Nie żebym był fanem Miłosza. Nie żebym wstawał o siódmej rano. Nie żebym popadał w przesadny patetyzm. Ale ten cytat jest mi bliski, bo mam wrażenie, że zawiera się w nim jakaś krótka charakterystyka tego, co aktualnie - że tak powiem - u mnie.


A poza tym? Piszą o nas. Nas - to znaczy o Bartku Sadlińskim i o mnie. Właściwie publikują (jak w najnowszym "Redzie" - trzy moje teksty) i analizują (jak w świeżutkich "Migotaniach, Przejaśnieniach", w których to na str. 47 Iza Fietkiewicz-Paszek bierze na tapetę Bartkową część zbioru "Nomen Omen"). No cóż, w końcu musiała nadejść ta chwila: pierwsza recenzja naszego książkowego projektu (a w zasadzie pierwszy na tym polu sukces Bartka) stała się faktem. Cóż dodać? Że chciałoby się jeszcze?
Fietkiewicz-Paszek: "Zbrodnia Ikara" (dla nie wtajemniczonych: tak właśnie zatytułował swoją część tomu Bartek) to studium ewolucji duchowej, wielowątkowej metamorfozy - osobliwej podróży z poezją w tle, a raczej na tle poezji, to studium dojrzewania człowieka-poety." Nieco dalej Fietkiewicz pyta: czy być poetą to być wybranym, czy skazanym na poezję? Czy znaczy to być "swoim własnym sędzią", jak mówił Ibsen, czy raczej, jak chciał Nigov - "królem bez kraju", który "jest większych od prawdziwych władców, ale nie rządzi nigdzie?" Czy może być raczej gdzieś w okolicach Błoka, Wojaczka, Rimbauda, czy Poe - outsiderów spod znaku poezji wyklętej? Cóż, jak to zauważył niegdyś opolski pisarz Marian Buchowski Bartek tym swoim pisaniem (zawartością) taki trochę dołek zaczął sobie kopać nie do sadzenia kartofli czy bylin ozdobnych. I z tego punktu widzenia (skądinąd podpisuję się pod nim obiema rękami), odpowiedź na zadane przez Izę pytania (zadane zresztą na potrzeby tekstu, bowiem kto jak kto ale Iza doskonale w temacie tegoż pisania się orientuje) wydaje się oczywista.
A że obecnie stosunek Bartka do poezji jest nieco inny - to już temat na następne opowiadanie. W niczym jednak nie zmienia to faktu, że jego dawne motywy pisarskie brały się z tego, co tak zgrabnie ujął niegdyś Roman Honet, mówiąc, że miejsce na optymizm jest w sądach, szpitalach i biurach, a nie w poezji. Cóż, i temu mogę przyklasnąć.

Z innej beczki: ptaszki ćwierkają, że szykują się jakieś kolosalne cięcia w kulturze. Pono chodzi o bagatela 200 tysięcy zł. To, że odpowiedzialnego za to osobnika należy jak najszybciej powiesić za jaja jest oczywiste, pojawia się natomiast pewne istotne pytanie: jak sobie radzić w tych nowych warunkach, będąc kimś, kto społecznie angażuje się w tzw. animację życia kulturalnego, kimś, kto już zaczyna się bać, że niedługo odmówi się mu, z powodu braku kosztów, możliwości skserowania plakatów (ale kogóż to interesuje, prawda?)

A tak w ogóle - niech każdy puści sobie na cały regulator "Kashmir" Zeppelinów i odważy się powiedzieć, że ci goście nie wymiatają.


P.S Dziś, zgodnie z tym, co można podpiąć pod szeroko pojęte doglądanie bloga - nowa porcja tekstów (poniżej). Ciąg dalszy "sagi" o Chrobrego, wiersz o pewnym odjechanym gościu, a także - to tak pod ową melancholię - trzy teksty o kobietach (wąsko pojętych - a więc konkretnych). Niech im przestrzeń lekką będzie. Pzdr.