niedziela, 28 lutego 2010

Chrobrego

Moja kamienica. Solidna, niemiecka robota. (Kiedyś było tu getto, ale pamiętaj, nie ma się
czego bać).

Mój pokój. Jego wieczny chłód tak dobrze komponujący się z widokiem na ulicę, jaki daje
jedyne okno.

Ogrodnictwo J.A., tak bardzo kontrastujące z przykucnięta naprzeciw, skurczoną z bólu
kamienicą pełną odrapanych okien. Światło w tych oknach. W nocy niemal zjawiskowe, jak drogi
samochód w dzielnicy slumsów lub udany wiersz w zbiorze grafomana.

Palma. Tuz przy wejściu do willi ogrodnika. (Dziwoląg? Perełka?)

Koty przeciągające się pod płotem. Pies chodzący za swoim właścicielem - pijakiem, dający się mu
kopać i bić. Wiecznie zakochany.

Słodkawy smród z pobliskiej oczyszczalni ścieków, nasilający się w upalne dni. Wrażenie, że
mieszka się w czyimś brzuchu.

Podwórze, na którym D. pokazywał rozbawionym kolegom sznur. To na nim się powieszę.

Brama, w której się powiesił.



I powiedzieliście sobie: żadnych listów więcej
(czyli kolejny wiersz, który miał się rozpocząć
słowami: tamtego wieczoru ((i kolejny list do siebie))

Listopad rozchodził się
w chłodzie

park rozchodził się
w żyłach

kształtowałeś się

(teraz myślisz o tym:
myślisz o pierwszej w życiu frazie
kocham cię
myślisz - jak to zapisać?)

Listopad rozchodził się
w chłodzie

park rozchodził się
w żyłach

kształtowałeś się

(teraz myślisz o tym:
myślisz jak tu napisać
że byłeś tam z K.
że była celą
że wyszła ci z głowy i weszła ci
w świat)

Listopad
rozchodził się
w chłodzie

park rozchodził się
w żyłach

kształtowała cię

(teraz myślisz o tym:
myślisz:
jak tu napisać o tej
co idealnie podrabiała wzrok

dziwki

jak o niej napisać
nie używając słów:

moja pierwsza prawdziwa
miłość)